Uwielbiamy zwiedzać miasta, zwłaszcza te, które są urokliwe, położone w malowniczych okolicach. Wąskie uliczki, kolorowe kamienice, dobrze zachowana starówka i dużo okolicznej zieleni miejskiej, to nasz przepis na miło spędzony weekend w mieście. Od dłuższego czasu planowaliśmy wyjazd do Sandomierza. Kiedy dowiedziałam się, że to właśnie tam pojedziemy na moje urodziny, moja radość była ogromna. To miał być czas na zweryfikowanie informacji, w których przeczytać można o wszystkich urokach Sandomierza. Czas dla nas, by niespiesznie zwiedzić miasto, posiedzieć przy pysznej kawie i skosztować sandomierskich krówek na bazie śmietanki.
To, co już na początku przykuło naszą uwagę, to fakt, że Sandomierz położony jest w malowniczej okolicy, na nadwiślańskich terenach cudownie porośniętych zielenią.
Gdzieś usłyszeliśmy, że miasto było nazywane niegdyś „Małym Rzymem”. Prawdopodobnie ze względu na to, iż oba miasta – Sandomierz oraz Rzym położone są na 7 wzgórzach, w obu można mówić o ciągnących się podziemiach – w Rzymie katakumbach, a w Sandomierzu piwnicach kupieckich i lochach. Powiadają, że historia obu miast jest ciekawa, piękna, ale także burzliwa. Cóż, w Rzymie jeszcze nie byliśmy, ale Sandomierz nam się spodobał.
Idąc spacerem w stronę starówki, naszą sandomierską przygodę zaczęliśmy od Bramy Opatowskiej. Po zakupieniu biletów (aktualnie 4,00 zł) wyszliśmy bardzo wąskimi schodami na samą górę. Warto obejrzeć miasto z tej perspektywy.
Bardzo ładnie widać kościół Św. Michała wraz z pobenedyktyńskim kompleksem klasztornym. Na górze można też zakupić pamiątki w niewielkim sklepiku z kasą biletową.
Obracając się w drugą stronę zobaczymy piękną sandomierską starówkę. Widać stamtąd nie tylko panoramę Sandomierza, ale również wstęgę Wisły, okalającą prastare mury królewskiego grodu.
Następnie szliśmy ul. Opatowską w stronę „małego rynku”. Tam pełno straganów z przeróżnymi pamiątkami – większość z tych rzeczy w żadnym wypadku nie miała nic wspólnego z Sandomierzem. Na środku fontanna, kilka ławek, na których można usiąść i zjeść serwowane w pobliżu czekoladowe kebaby czy zapiekanki.
Stamtąd udaliśmy się na sandomierski rynek, na którym dumnie stoi piękny renesansowy Ratusz. Zwiedzając rynek można zauważyć, że ma on dobrze zachowany średniowieczny układ urbanistyczny.
My zachwyciliśmy się ogólnie panującą atmosferą. To, że sandomierski rynek jest bardzo zadbany, to widać na pierwszy rzut oka. Pewnie poniekąd za sprawą „ojca Mateusza” jest on licznie odwiedzany przez turystów przybywających tu z różnych zakątków świata.
Wokół rynku na uwagę zasługuje kilka kamienic mieszczańskich, w których wciąż tkwi duch historii. Wznoszone od XV w. zachowały w swoich murach wiele cennych detali architektonicznych świadczących o bogatej przeszłości historycznej tych budynków.
Kamienica nr 12 – klasycystyczna, wzniesiona w połowie XIX w., pełniła rolę posterunku policji i żandarmerii, stąd nazywana jest ” odwachem”. Obecnie siedziba sandomierskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Znajduje się tu również kawiarnia.
Kamienica Oleśnickich – Rynek 10. Należy do najlepiej zachowanych domów mieszczańskich, przebudowany został w XVIII w. Zachowały się podcienia, które posiadały wszystkie kamienice przy Rynku. W kamienicy Oleśnickich w 1570 r. trzy reformowane wyznania, kalwiniści, luteranie oraz bracia czescy podpisały umowę wzajemnej tolerancji, tzw. „Zgodę Sandomierską”. Z dziedzińca kamienicy rozpoczyna się Podziemna Trasa Turystyczna. Jej długość wynosi około 450 m, najniżej położona komora ma głębokość prawie 12 m.
Na płycie rynku postawiona jest wysoka kolumna z figurą Matki Boskiej. W weekendy tuż przy figurze spotkać można rycerzy, z którymi można się sfotografować (w przeciwieństwie do zdjęcia z „zakopiańskim misiem”, nie jest za to pobierana żadna opłata), jednak warto wrzucić cokolwiek do skarbonki, która stoi pomiędzy rycerzami.
W tak upalny dzień nie pozostało nam nic innego jak poszukać kawiarni serwującej pyszną kawę. Idealną, klimatyczną kawiarnię – „Cafe Mała” znaleźliśmy przy ul. Sokolnickiego 3.
Spodobała nam się z kilku powodów. Po pierwsze oferuje pyszną kawę i mnóstwo różnego rodzaju naleśników na słodko oraz na słono, po drugie przypadł nam do gustu wystrój kawiarni i fantastyczny stolik w oknie, a po trzecie jest odrobinę oddalona od samej płyty rynku, dzięki czemu nie jest tu tak tłoczno.
Zamówiliśmy frappe z lodami – było mocno chłodzące, bardzo aromatyczne i jednocześnie nie za słodkie. Duża porcja z bitą śmietaną przyozdobiona sezonowymi owocami podana była w modnych słoikach z uchem. Naleśniki wyglądały i smakowały apatycznie, pełne owoców i różnych dodatków.
Jeśli będziemy jeszcze kiedyś w Sandomierzu, to mam nadzieję, że uda nam się zaglądnąć do „Małej”.
Warto wspomnieć o sklepie „Spiżarnia Sandomierska” (ul. Sokolnickiego 9), w którym znaleźć można szeroki wybór produktów regionalnych. Kilka rodzajów sandomierskich win, różne rodzaje cydrów, soków owocowych, krówek, piw, miodów, a także ciekawe smaki konfitur i dżemów.
Idąc ul. Zamkową warto zobaczyć Furtę Dominikańską zwaną także Uchem Igielnym. Jest to jedyna zachowana furta w murach miejskich. Nazwa pochodzi od charakterystycznego kształtu otworu w odsłoniętej części muru, z fragmentem ganku służącego niegdyś dla ułatwienia obrony miasta.
Stamtąd skierowaliśmy się w stronę Deptaku spacerowego Podwale Dolne. Warto poświęcić parę chwil na przejście tamtędy, ponieważ jest to idealna strefa odpoczynku i relaksu z przyrodą w tle. Podwale Dolne jakiś czas temu zostało odnowione, w związku z czym przyjemnie się tamtędy spaceruje. Plac z dwiema armatami zachęca do krótkiego odpoczynku na ławkach, skąd następnie można się udać na wzgórze z Kościołem Św. Jakuba.
Na jednym z 7 wzgórz sandomierskich usytuowany jest jeden z najcenniejszych Zespołów Klasztornych Dominikanów, wraz z kościołem Św. Jakuba (datowany na początek XIII w.). Na wzgórzu dla ochłody można napić się orzeźwiającego kompotu z wiśni (podobno od przyszłego roku na wzgórzu będzie można skosztować lokalnych win). Dodatkową atrakcję zapewnia piękny widok na panoramę miasta, wraz ze wzgórzem zamkowym i Bazyliką Katedralną.
Ze wzgórza skierowaliśmy się w stronę Wąwozu Królowej Jadwigi. Sandomierz oprócz walorów historycznych posiada także ciekawą przyrodę. Wokół pełno malowniczych lessowych wąwozów, które przecinają sandomierskie wzgórza. To niezwykłe, że są takie miejsca tak blisko centrum miasta (ok. 1 km od rynku).
Co do noclegów, w Sandomierzu jest pełno hoteli oraz hosteli w raczej wyższych cenach za dobę. Mój towarzysz zaskoczył mnie Hotelem „Mały Rzym”, który znajduje się w spokojnej okolicy, ok. 15 min od starówki (idąc pieszo). Może nie należę do osób, które na siłę krytykują wszystko co spotkają na swojej drodze, ale co do hoteli mam swoje oczekiwania. Ten hotel zaskoczył mnie pozytywnie pod każdym względem.
Bardzo ładny, nowocześnie urządzony z dużymi tarasami – jednym przy restauracji, gdzie w ciepłe słoneczne dni można jeść śniadania, a drugi piętro wyżej, gdzie wieczorem w bezchmurną pogodę można usiąść oglądając niebo pełne gwiazd. Brzmi romantycznie, prawda?
Śniadanie było przepyszne i bardzo urozmaicone. Praktycznie było na nim wszystko – i to w bardzo dobrej jakości, świeże i apetyczne. Jedynie do kawy można się przyczepić – myślę, że hotel mógłby się bardziej postarać, bo kawa jak z bezpłatnego szkolenia, to trochę za mało. Ewentualnie można zamówić kawę z ekspresu, niestety za dodatkową opłatą (to jest jedyny zauważalny minus hotelu).
Istotną kwestią był dla nas również darmowy parking przy hotelu. To duże ułatwienie, bo w Sandomierzu parkingi są płatne, a my zaoszczędzoną na parkingu kwotę woleliśmy przeznaczyć na pamiątki. Oprócz tego można się tu zrelaksować w niedużym basenie oraz jacuzzi. Z tarasów rozciąga się ładny widok na obrzeża miasta, natomiast niektóre pokoje mają okna, z których widać opuszczony, niszczejący budynek (więc jeśli chcecie oglądać ładne widoki, to lepiej iść na taras).
Na drugi dzień poszliśmy na Bulwar nad Wisłą im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Wykupiliśmy bilety na 30 min. rejs po Wiśle. Myślę, że warto wybrać się na taki rejs, ponieważ w cenie biletu można posłuchać przewodnika, który w ciekawy, ale krótki sposób mówi o najważniejszych atrakcjach miasta, a Sandomierz prezentuje się okazale z tej perspektywy.
Wracając w stronę starówki, weszliśmy na dziedziniec Zamku Kazimierzowskiego położonego na kolejnym wzgórzu. W XIV w. z fundacji króla Kazimierza Wielkiego na miejscu drewnianego grodu wzniesiono murowaną gotycką budowlę z wieżą obronną, zbudowaną na planie ośmiobocznym i murem zamkowym. Za panowania króla Jana Kazimierza w 1656 r. w czasie „potopu” zamek został wysadzony w powietrze przez wycofujące się wojska szwedzkie. Po III rozbiorze Polski zaborca austriacki przeznaczył zamek na sąd i więzienie. W 1844 r. przebudowano pozostałości królewskiego zamku nadając mu surowe klasycystyczne formy architektoniczne. Aktualnie Zamek jest siedzibą Muzeum Okręgowego w Sandomierzu.
Jest dosłownie pozostałością po świetności zamku, który niegdyś był okazałą siedzibą władców (o tym również wspomina przewodnik podczas rejsu). Nie byliśmy w środku, za to z zewnątrz lepsze wrażenie robi, gdy ogląda się go z pobliskich wzgórz lub ze statku.
Kolejne wzgórze, to miejsce, w którym znajduje się gotycka Bazylika Katedralna pochodząca z XIV w. Pokusiliśmy się o wejście do środka. Katedra okazała się imponująca, jej wnętrze jest bogato zdobione i robi ogromne wrażenie.
Atrakcją jest również barokowa dzwonnica przy Bazylice Katedralnej wybudowana w latach 1737 – 1743. Wnętrze obiektu udostępnione jest dla turystów.
Po drodze zwiedziliśmy (z zewnątrz) Dom Długosza, wzniesiony w 1476 r. z fundacji Jana Długosza i przekazany księżom ze Zgromadzenia Mansjonarzy, sprawującym służbę bożą w kolegiacie. Od 1937 r. mieści zbiory Muzeum Diecezjalnego.
Idąc w stronę rynku, przeszliśmy obok Collegium Gostomianum (jednej z najstarszych szkół średnich w Polsce, funkcjonującej od 1602 r.). Collegium Gostomianum liczy sobie 6 kondygnacji, w tym 3 poniżej poziomu gruntu. Budynek zachował pierwotny układ przestrzenny, dekorację sklepień oraz unikalną w skali kraju – eliptyczną klatkę schodową. Collegium Gostomianum jest zaliczane do ciekawych, ale też ważnych zabytków miasta.
Na zakończenie przygody z Sandomierzem postanowiliśmy wypić jeszcze kawę na rynku. Wybraliśmy kawiarnię „Iluzjon Art Cafe”. Kawa była niespodziewanie mocna i mało słodka (jak na mrożoną z lodami). Po dosłodzeniu cukrem smakowała wybornie. Następnym razem będziemy jednak pamiętać, by poprosić o dodatkową porcję cukru/ syropu smakowego. Ogródek przy kawiarni jest idealnym punktem obserwacyjnym – stąd można mieć pogląd na to, co dzieje się na rynku.
W drodze powrotnej do Tarnowa zatrzymaliśmy się w Baranowie Sandomierskim.
Znajduje się tu późnorenesansowy zamek, który ze względu na pewne podobieństwa zwany jest Małym Wawelem. Siedziba rodu Leszczyńskich została zbudowana według projektu Santi Gucciego w latach 1591-1606.
Zamek otoczony jest 16 hektarowym obszarem parkowym. Za zamkiem znajduje się ogród w stylu angielskim, po lewej od głównego wejścia ogród w stylu włoskim i w stylu francuskim.
Dostęp do części parkowej oraz dziedzińca zamku jest płatny (symboliczna 1 zł). Cały zamek udostępniony jest do zwiedzania, jednak za tą przyjemność trzeba dodatkowo zapłacić. Na terenie zamku znajduje się hotel oraz restauracja.
Z zewnątrz Zamek w Baranowie Sandomierskim prezentuje się okazale i myślę, że następnym razem w restauracji chętnie zjadłabym obiad – oczywiście na tarasie, podziwiając piękno ogrodu.
Nasza podróż dobiegła końca. Niestety wszystko co dobre tak szybko się kończy. Z drugiej strony mamy motywację, by znów zacząć zbierać oszczędności do naszej wycieczkowej skarbonki i za jakiś czas odwiedzić kolejne miejsce. W Sandomierzu nie udało nam się spotkać ekipy „Ojca Mateusza”, za to atrakcji nie brakowało. Przywieźliśmy trochę pamiątek, tych które pozostaną z nami na dłużej – kolorowe podkładki pod szklanki oraz tych, które chętnie zjemy i wypijemy – obowiązkowe krówki sandomierskie, cydry i wino – wszystko to bardzo świeże i smaczne zakupione w Spiżarni Sandomierskiej.
Skoro wpis we włoskich klimatach to ze swojej strony polecam jeszcze odwiedzić w okolicy Winnicę Sandomierską – małe, rodzinne przedsięwzięcie prowadzone z wielką pasją. Nawet nie tyle dla skosztowania wina, ile zapoznania się z procesem produkcji wina i spróbowania swoich sił w pielęgnacji wina.
Pozdrawiam,
Sebastian
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Tym razem nie udało nam się zwiedzić żadnej z winnic, ale mamy wielką ochotę zobaczyć na żywo proces produkcji wina, a jeśli chodzi o degustację, to też nie odmówimy 🙂 Więc bardzo dziękujemy za sugestię i zapisujemy Winnicę Sandomierską jako kolejny punkt do zwiedzenia w tamtych rejonach 🙂
Ps. póki co z win najlepiej nam znane są węgierskie – te lane prosto z beczki bezpośrdnio od lokalnych winiarzy – ale w takiej typowej winiarni, to mamy nadzieję, że jeszcze będziemy kiedyś 🙂
Pozdrawiamy
PolubieniePolubienie
Nie dajcie się nabrać. Nie istnieją tzw. krówki sandomierskie. To wymysł na wydarcie od turystów niemałej kasy, podobnie jak na smalcu, to jest region sadowniczy tu nie ma tradycyjnej hodowli świń. Następnym razem szukajcie tradycyjnie robionej i naprawdę słynnej krówki opatowskiej. Można ją kupić nawet we wspomnianej Spiżarni Sandomierskiej, jest krucha i najlepsza, choć droga. No i szukajcie wyrobów jabłkowych, bo to jest nasze bogactwo. Cydr z zakładu przetwórczego tez kiepski, lepsze są te naturalnie nastawiane, mętne. Piekna relacja, piękne zdjęcia. Pozdrowienia sandomierskie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Reblogged this on Słodkim Szlakiem.
PolubieniePolubienie
Ciekawy wpis okraszony świetnymi zdjęciami 🙂 Sandomierz naprawdę ma swój urok i warto do niego wpaść choćby na jeden dzień. Zapraszam też do siebie na wpis z mojego wypadu w to miejsce –> Sandomierz Pozdrawiam ciepło! 🙂
PolubieniePolubienie