Pomimo, iż są słodkości które wolimy od samych biszkoptów, to z entuzjazmem podeszliśmy do wizyty w fabryce, w której nieprzerwanie od co najmniej 1887 r. wytwarzane są właśnie biszkopty. Mowa tu o słynnych i chyba znanych każdemu „Lady fingers” w klasycznym, pomarańczowym opakowaniu. U mnie wywołują mega dobre wspomnienia, bo gdy byłam znacznie młodsza, wraz z mamą tworzyłyśmy z nich różne słodkie cuda, które następnie pałaszowała cała rodzina. Z tymi pozytywnymi wspomnieniami dotarliśmy do podkarpackiego Jarosława.

Zagłębiając się w historii i tradycji pieczenia słodkich biszkoptów, odkryliśmy, że przywędrowały one z terenów Sabaudii (krainy historycznej w południowo-wschodniej Francji, przy granicy ze Szwajcarią i Włochami). Pierwsze wzmianki o wypieku biszkoptów na terenie Jarosławia pochodzą z 1876 r. Wtedy pieczono je w „Parowej Fabryce Biszkoptów, Pierników i Cukrów L. Czyńskiego”. Kolejnym właścicielem firmy stał się Stanisław Gurgul i jako cesarki i królewski dostawca dworu, początkiem XX w. zaopatrywał w biszkopty miasta Austro-Węgier, Królestwa Wielkiej Brytanii, Francji, Prus i Rosji. W latach 50-tych ubiegłego wieku fabrykę znacjonalizowano, co poskutkowało zmianą nazwy. Dopiero w 1993 r. fabryka wróciła do spadkobierców przybierając nazwę „Fabryka Ciast i Cukrów Dr Stanisława Gurgula”.
W tych wyjątkowych dla nas okolicznościach, byliśmy świadkami powstawania niewielkich biszkopcików. Każdego dnia ok. 5000-6000 świeżych jaj zostaje ręcznie rozbitych, by następnie trafić do specjalnych mis, do których dodaje się pozostałe składniki (mąkę pszenną, cukier, miód wielokwiatowy oraz odrobinę wodorowęglanu amonu, który spulchnia biszkopty, ale w procesie pieczenia ulatnia się). Tak na marginesie, wyobrażacie sobie tyle jaj? My po 20 sztukach wymiękamy…

Proces mieszania lekko podgrzanej masy trwa ok. 30 minut. Następnie masa nabierana jest ręcznie do rękawów cukierniczych, by następnie wypełnić specjalne foremki.



Następnie biszkopty są ręcznie posypywane cukrem pudrem, po czym trafiają na ok. 8 minut do pieca.



Tuż po wyjęciu smakują najlepiej. Takie mięciutkie i puszyste. Nie mogliśmy się oderwać od foremek. Ale nie po to są produkowane, by zostały zjedzone w fabryce, więc następnie trafiają do papierowych kartoników, do których pakowane są ręcznie.

Zapach, który unosi się w powietrzu jest wyjątkowy. Z resztą nie trudno sobie wyobrazić, jak pachnie świeże, dopiero co upieczone ciasto, a co dopiero tyle ciasta na tak niewielkiej powierzchni.
To co zasługuje na uwagę, to fakt, że biszkopty znalazły swoich odbiorców w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie. Tym bardziej my Polacy powinniśmy doceniać to co polskie, tradycyjne i w dodatku smaczne. Od 2016 r. firma jest członkiem klastra Podkarpackie Smaki. Celem powstałego w 2013 r. klastra jest wspomaganie współpracy w zakresie promocji i produkcji żywności opartej na tradycji. Ogromną frajdą było obejrzenie dawnych opakowań, w które pakowano wyroby cukiernicze. Były to prawdziwe dzieła sztuki. Mamy nadzieję, że firma pomyśli o jakiś limitowanych seriach biszkoptów w tak pięknych opakowaniach.


Po udanych biszkoptowych zakupach, degustacji jeszcze ciepłych biszkoptowych paluszków, trzeba było najzwyczajniej w świecie wrócić do rzeczywistości.
1 Comment