A co jeśli zmęczy Was tłok i pęd życia w Atenach? Można np. oderwać się od tego wszystkiego i wyruszyć na jedną z wysp Sarońskich. Krystalicznie czyste wody Morza Egejskiego, miękkie, pełne złocistego piasku plaże, tu i ówdzie zlokalizowane kawiarenki i restauracje z prawdziwie greckim klimatem, cytrusowe gaje, słońce, które zachodzi krwisto czerwonym kolorem i setki pastelowych domów, które zdają się wyrastać jeden na drugim. Tak w skrócie można opisać podróż na wyspę Poros (gr. Πόρος). Wyspa Poros położona jest ok. 48 km od portu w Pireusie i należy do Archipelagu Wysp Sarońskich. Wyspę od Peloponezu oddziela 200-metrowej szerokości kanał. Jej powierzchnia wynosi ok. 31 km². Na wyspie żyje ponad 4 tys. mieszkańców. Poros składa się z dwóch wysp: Sphairi oraz Sferia. Obie są połączone ze sobą mostem. Stolicą wyspy jest miasto o nazwie – Poros. To właśnie do stolicy dopływają promy z Pireusu. Jeśli lubisz popularne kierunki wycieczek i interesują Cię miejsca, które są na topie na blogach i w gazetach, to Poros raczej Cię nie zainteresuje… To wyspa dla lubiących spokój i wytchnienie.
Z Pireusu (gr. Πειραιάς) wypłynęliśmy o godz. 10 rano, po zakupieniu biletów tam i z powrotem w jednej z kas zlokalizowanych w porcie. Łącznie wydaliśmy ok. 50 euro (w dwie strony dla dwóch dorosłych osób – ceny z sierpnia 2018 r.), chociaż z pewnością znajdziecie także droższe bilety. Nasza podróż promem trwała ok. 3 godzin, ponieważ zatrzymywaliśmy się dodatkowo na 2 wyspach – Eginie, o której już jakiś czas temu pisaliśmy (zapraszamy do naszego wpisu) oraz Methanie – o czym nie wiedzieliśmy przed wyruszeniem w podróż.


Już z daleka wyspa spodobała nam się dość mocno. Charakterystyczny dla Grecji, zwłaszcza na wyspach układ urbanistyczny od zawsze przykuwał naszą uwagę. Z oddali widać było całe mnóstwo jasnych, pastelowych domków z dachami pokrytymi dachówkami, które zdawały się być połączone. Z pomiędzy nich wychylała się biała wieża zegarowa z niebieskawą kopułą. Za zabudowaniami wyrastała bujna mocno zielona roślinność, wśród której dominowały lasy sosnowe, otoczone błękitem Morza Egejskiego.


Z promu wysiedliśmy ok. godziny 13.00, mieliśmy więc 5 godzin na zwiedzanie wyspy. Niespiesznym krokiem podążyliśmy wzdłuż głównej ulicy portu, by po chwili znaleźć się pomiędzy budynkami porozdzielanymi bardzo wąskimi przesmykami, przez które o dziwo przejeżdżały pojazdy. Zanurzeni w tej gęstej zabudowie podążyliśmy w górę za znakami wskazującymi drogę na wieżę zegarową.






Neoklasyczna wieża zegarowa wybudowana w 1927 r., to jeden z głównych punktów wycieczek na wyspę. To właśnie spod wieży rozpościerają się przepiękne panoramiczne widoki zarówno na wyspę, jak i na Grecję kontynentalną.



Port Poros jest bardzo urokliwym zakątkiem wyspy, z promenadą po której można spacerować, i przy której zlokalizowane są liczne sklepiki z pamiątkami, restauracje oraz kawiarnie. Klasycystyczne oraz neoklasyczne budynki rozdzielają pobielane wąskie uliczki, które niejednokrotnie ze swych stromizn przechodzą w schody. Jasne krajobrazy wyspy kontrastują z błękitem morza, a także roślinnością, wśród której króluje bugenwilla.



Zagubieni pośród domostw miasta Poros, postanowiliśmy poszukać sklepu z winami oraz tradycyjnymi przetworami z cytrusów pochodzącymi z Galatas – zlokalizowanego niemal naprzeciwko Poros, ale już na kontynencie. Sklep, podobnie jak i winnica nazywają się „Porou ampelos” (gr. Πόρου Άμπελος). Niestety nie załapaliśmy się na tradycyjne „Lemoni”, za to nie zabrakło nalewki cytrynowej i kilku gatunków win. Nam w szczególności do gustu przypadła „Kokkinari”. Jest to wariacja na temat greckiej „Retsiny”. W procesie fermentacji do winogron dodaje się żywicę sosny. Drugim winem, które po wcześniejszej degustacji zakupiliśmy było „Daskalio” – różowe półwytrawne o mocno kwiatowym bukiecie.



Zamierzaliśmy wybrać się do restauracji „Posejdon” – sprawdzonej wcześniej w Internecie i zamówić świeżą rybę. Niestety ze względu na duże ograniczenia czasowe zadowoliliśmy się obłędnie smaczną pitą „Souvlakiem” (z kurczakiem, frytkami, pomidorem, cebulą i sosem tsatsiki).


Gdy skończyliśmy nasz posiłek, spostrzegliśmy, że mamy niecałe dwie godziny do promu. W planie było obejrzenie Klasztoru Zoodochos Pigi. który założony został w 1720 r. przez arcybiskupa ateńskiego Iakovosa II. Wg legendy ciężko chory arcybiskup został cudownie uzdrowiony po wypiciu świętej wody z klasztornej fontanny. Klasztor odegrał także bardzo ważną rolę podczas greckiej rewolucji.
Wyruszyliśmy z portu, kierując się w stronę Askeli. Znaleźliśmy tam plażę o nazwie Askeli – piaszczystą, z bardzo czystą, krystaliczną wodą. Na plaży widać dobrze zorganizowaną infrastrukturę. Kilka barów i restauracji zlokalizowanych jest nieopodal części plaży z leżakami i parasolami. Zrobiliśmy tu krótki odpoczynek przed dalszą drogą. Zbyt późno zorientowaliśmy się, że po całej wyspie pomiędzy plażami krążą autobusy, odjeżdżające z głównego placu przy porcie. Podobno kursują co 30 min, a koszt biletu to ok. 2 euro (sierpień 2018).


Klasztor Zoodochos Pigi (gr. Ιερά Μονή Ζωοδόχου Πηγής) znajduje się ok. 4 km na wschód od głównego miasta wyspy Poros i jest zbudowany na zboczu sosnowego lasu. Został założony w 1720 r. przez Arcybiskupa Aten Iakovosa II, który, cierpiąc na kamicę, został cudownie uzdrowiony, po wypiciu z wody święconej w pobliżu Świętego Klasztoru. Główny kościół klasztoru, to budynek z kopułą i wieżą przypominającą dzwonnicę. Po obu stronach przedsionka kościoła znajdują się grobowce bohaterskich admirałów z czasów wojny wyzwoleńczej Grecji. Wewnątrz kościoła znajduje się znakomity ikonostas wykonany prawdopodobnie w Azji Mniejszej (ma pięć m wysokości, jest zakrzywiony na wapieniu i pokryty złotem. Jego ogromna wysokość i powierzchnia do zginania w kierunku głównej części kościoła, sprzyjają doskonałej akustyce budynku).




Na wyspie znajdziecie także świątynię Posejdona (zbudowana około 520 r.p.n.e., o której mówi się, że było to miejsce, w którym ateński retor, Dimostenes, popełnił samobójstwo pijąc truciznę, ścigany przez Filipa, króla Macedonii). Nasz czas na wyspie dobiegał końca. Spod klasztoru powróciliśmy do portu autobusem. Na promie spędziliśmy kolejne 3 godziny, tym razem widoki były nieco inne, ponieważ trafiliśmy na zachód słońca. Piękny, krwisto czerwony, kontrastował z kolorem morza, od którego odbijały się złote refleksy. Tu i ówdzie przepływały żaglówki i jachty. To była cudowna przygoda, która jak zwykle zbyt szybko się zakończyła…


Urocze miejsce! Te kolorowe domki sprawiają, że wyspa kojarzy mi się z Symi 🙂
PolubieniePolubienie
My na Symi nie byliśmy, ale mamy słabość do maleńkich wysepek. Mają swój klimat i urok 🙂 Bardzo klimatyczna jest też Egina, którą niegdyś opisywaliśmy 🙂
PolubieniePolubienie
Greckich krajobrazów nigdy dość 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak 🙂 Jak ja uwielbiam ciepły, miękki piasek i wszech otaczające morze. Najlepiej wieczorem, gdy można sobie usiąść na brzegu, oglądać gwiazdy na niebie, pić białe wino, wsłuchując się w szum odbijających się o brzeg fal… Ehsz, jak się rozmarzyłam przed urlopem 😛
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W pewnym sensie zawsze jest się przed jakimś urlopem, nawet jeśli dopiero się wróciło – tak sobie to tłumaczę i też pozwalam sobie czasem się tak rozmarzyć 🙂
PolubieniePolubienie